Wrocław słynie z wielu światowej klasy zawodników uprawiających sporty walki. Mieszkają i trenują tu medaliści olimpijscy w boksie, zapasach, judo oraz mistrzowie świata w karate i kick-boxingu. Jednym z nich jest znany w środowisku sportowym Mistrz Świata w kick-boxingu na zasadach K-1, Rafał Petertil. Rafał zdobywał tytuły i medale na wszystkich najważniejszych imprezach światowych w tej dyscyplinie, mając status amatora. Potem przyszła kolej na walki zawodowe w kick-boxingu, bardziej popularnej odmianie tej dyscypliny na zasadach K-1 oraz w muay thai. Rafał Petertil jest jednym z prekursorów boksu tajskiego w Polsce, szkolił się i trenował między innymi w Holandii w słynnym Chakuriki Gym oraz w Tajlandii. W ubiegłym roku swoją karierę uwieńczył zdobyciem pasa zawodowego mistrza świata organizacji WKA na zasadach K-1, efektownie nokautując rywala kopnięciem w ostatniej, piątej rundzie walki. Wcześniej stoczył ponad 30 walk zawodowych.
Rafał prowadzi coraz bardziej znany we Wrocławiu klub Gym-Fight, w którym szkolą się zarówno zawodnicy, jak i osoby trenujące zupełnie rekreacyjnie. Na ringu można tam spotkać znanych bokserów zawodowych oraz byłych olimpijczyków. Również kickbokserzy i zawodnicy muay thai z różnych klubów często toczą walki sparingowe właśnie w Gym-Fight na Nowym Dworze. Trenujący są podzieleni na różne grupy wiekowe i wagowe (jest na przykład grupa „buldożerów” powyżej 100 kg). W klubie można także spotkać piękne kobiety, które wcale nie są przedstawicielkami słabej płci. Atmosferę tego miejsca najlepiej oddaje wypowiedź jednego z trenujących: „Tylko tu można się zajechać, oblać potem i odbyć pokutę zadaną sobie po zbyt długim weekendzie”. Gym-Fight to niewątpliwie miejsce dla ludzi, których pasją są sztuki walki i sporty siłowe. Obok sali wyposażonej w ring, worki, tarcze oraz gruszki znajduje się tu siłownia, która zaspokaja potrzeby profesjonalnych kulturystów. Przyznam się, że jeszcze nie trafiłem na żaden trening do Rafała, choć w przeszłości trenowałem karate kyokushin. Poczekam jeszcze trochę, aż stworzy grupę dla „super buldożerów” i wtedy już nie będę miał wyjścia.
Siłownia Gym-Fight
Wrocław, Nowy Dwór (Fabryczna) ul. Wojrowicka 58
kom. +48 509-105-157
tel. 071 357 84 75 w.318
[email protected]
www.gymfight.pl
Witam, przeczytałem Twój artykuł dotyczący insuliny. I w związku z tym mam kilka pytań. Chciałbym brać insulinę dwa razy dziennie: rano po przebudzeniu i następną dawkę zaraz po treningu. Interesuje mnie, czy miksy (Vitargo, białko, kreatyna) są ok. Dostałem info, że po wstrzyknięciu insuliny trzeba odczekać 15 minut i wypić połowę z wcześniej przygotowanego miksu, a po 30 minutach wypić drugą część. Następnie po upływie godziny należy zjeść normalny posiłek. Czy takie coś jest dobre i czy na śniadanie mogę przygotowywać omlet z płatkami? Interesuje mnie jeszcze jedna sprawa. Chciałbym dorzucić do tego hormon wzrostu (w ilości 2 IU). Czy to byłoby dobrze? Kiedy dokładnie wbijać GH? I mam pytanie: czy po treningu siłowym mogę wykonać trening aerobowy (15–20 minut)? Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam. Przemek
Jeśli masz insulinę, która działa po 15 minutach, to wypij mix, jak zalecał Ci Twój doradca i powtórz to pół godziny później. Insulina osiąga maksimum swojego działania właśnie po 45 minutach. Godzinę po tym powinieneś zjeść posiłek. Najlepiej żeby insulina działała ok. 5,5 godziny, wtedy jest szansa, że lepiej przyswoisz te dwa posiłki. Ale wybór należy do Ciebie. Używając Humulinu R bezpośrednio po treningu, możesz przyjmować insulinę 25 minut przed aerobami i wypić koktajl. Co do GH – proponuję w godzinach wieczornych przed snem lub, jeśli nie będzie to stanowiło problemu, w nocy gdy się obudzisz (uważam, że jest to najlepsza metoda).
Kiedyś w jakiejś gazecie przeczytałem wypowiedź nieżyjącego już niestety kulturysty Sony’ego Smitha, że przetrenowanie wymyślili Amerykanie. Sony był ładnie zdefiniowanym zawodnikiem, trenował długo i był zwolennikiem treningu aerobowego nawet do 3 sesji po godzinie dziennie. Czym jednak jest przetrenowanie? O ile sam trening w sporcie wyczynowym jest nieodłącznie związany ze zmęczeniem, przeciążeniem mięśni, czy krótkotrwałym przetrenowaniem, którego objawy ustępują po 1–2 tygodniach wypoczynku, to zespół przetrenowania, ze swoimi zróżnicowanymi i wielorakimi objawami, wymaga tygodni lub nawet miesięcy wypoczynku. Główne objawy zespołu przetrenowania to, obok długotrwałego spadku formy sportowej, stałe uczucie zmęczenia, zaburzenia snu i nastroju, zwiększona podatność na infekcje, zaburzenia funkcji rozrodczych. Przyczyny zespołu przetrenowania nie są do końca wyjaśnione, wiadomo jednak, że towarzyszą mu zaburzenia w funkcjonowaniu układu wydzielania wewnętrznego i wegetatywnego układu nerwowego, a jego wystąpienie jest skutkiem nadmiaru treningu i startów, a czasem wypoczynku. Rozpoznanie zespołu przetrenowania wymaga uważnej obserwacji formy sportowej zawodnika, ale także stosowania badań fizjologicznych, biochemicznych i testów psychologicznych. Celem każdego sportowca jest osiągnięcie takiego poziomu adaptacji organizmu do specyficznego dla uprawianej dyscypliny wysiłku, który umożliwi uzyskanie znaczącego sukcesu sportowego. Drogą prowadzącą do takiego celu jest odpowiednio
zaplanowany i zrealizowany trening. Efektywność treningu fizycznego zależy między innymi od jego objętości, intensywności i periodyzacji bodźców treningowych. Po każdej sesji treningowej następuje obniżenie tolerancji na wysiłek i wiele zmian w układzie hormonalnym, odpornościowym, a także zmian w metabolizmie mięśni określanych jako faza kataboliczna. Następująca po niej i nieodłącznie związana z wypoczynkiem faza anaboliczna charakteryzuje się nasileniem procesów restytucyjnych i zwiększeniem możliwości wysiłkowych. Wiadomo, że obciążenia treningowe w sporcie wyczynowym, oceniane zarówno pod względem czasu trwania, jak i intensywności, są ogromne i prowadzą do istotnych zaburzeń w funkcjonowaniu tkanek i narządów – układu krążenia, układu nerwowego, odpornościowego czy tkanki mięśniowej, ale powrót do stanu równowagi i procesy regeneracyjne zachodzące w fazie restytucji, czyli w fazie anabolicznej, umożliwiają ponowne podjęcie treningu i realizację nowych zadań. Jednakże w sporcie wyczynowym dość powszechne są sytuacje, w których trening jest podejmowany mimo niepełnej restytucji. Dzieje się tak dlatego, że istnieją ogromne różnice międzyosobnicze zarówno we wrażliwości organizmu na bodźce treningowe, jak i w szybkości procesów restytucji. W związku z powyższym te same bodźce treningowe mogą być zarówno przyczyną sukcesów, jak i porażek, najczęściej spowodowanych stosowaniem za dużych obciążeń i za krótkich okresów wypoczynku. Nie można również pomijać roli czynników niezwiązanych ze sportem (ekonomicznych, środowiskowych, wynikających ze sposobu odżywiania czy zmiany stref czasowych w czasie podróży), jako tych, które mogą wpływać na zaburzenia w procesach restytucji i mieć swój istotny udział w spadku formy sportowej Zarówno trenerzy, jak i zawodnicy doskonale zdają sobie sprawę, że o ile zmęczenie czy przeciążenie mięśni są nieodłącznymi, a nawet niezbędnymi elementami treningu, to jednak przedłużający się czas ich trwania, mimo zmniejszania obciążeń treningowych czy zwiększania dni wypoczynku, ogólnie określany jako przetrenowanie, stanowi główne zagrożenie dla sukcesów sportowych, a niekiedy dla zdrowia sportowców. Jednocześnie tylko w ograniczonym zakresie mogą oni liczyć na wsparcie nauki, ponieważ, mimo wielu lat badań, zjawisko przetrenowania, jego objawy, mechanizmy i metody wykrywania, a nawet stosowana do definiowania przetrenowania terminologia są przedmiotem dyskusji, a dane doświadczalne, dotyczące stanu przetrenowania − niepełne i bardzo zróżnicowane. Najbardziej ogólną definicją przetrenowania jest określenie go jako stanu, w którym doszło do zachwiania równowagi między przebiegiem procesów restytucji a stosowanymi bodźcami treningowymi i obciążeniami startowymi, co, z pewnym uproszczeniem, można zdefiniować jako nadmiar treningu i startów, a niedostatek wypoczynku. U sportowców wyczynowych takich jak pływacy czy kolarze, objawy te pojawiają się po ok. 3 tygodniach treningu o dużej intensywności lub monotonnego treningu o dużej objętości, ale ustępują po 1−2 tygodniach wypoczynku i określane są jako przetrenowanie krótkotrwałe. Jeżeli jednak trening jest kontynuowany, bez możliwości wypoczynku, to wraz z narastaniem zmęczenia pojawia się wiele innych objawów, tak obiektywnych, jak i subiektywnych, składających się na tzw. zespół przetrenowania, czyli przetrenowanie długotrwałe, którego konsekwencjami są: zmniejszenie zapasów glikogenu mięśniowego, nasilenie procesów rozpadu i zahamowanie procesów syntezy (czyli tzw. deficyt anaboliczny), zaburzenia w funkcjonowaniu układu wydzielania wewnętrznego i wegetatywnego układu nerwowego oraz w stężeniu wolnych aminokwasów we krwi. W konsekwencji następuje długotrwały spadek formy sportowej, stałe uczucie zmęczenia, zaburzenia nastroju, większa podatność na infekcje, a nawet zaburzenie funkcji rozrodczych. W przypadku wystąpienia zespołu przetrenowania powrót organizmu do stanu równowagi i odzyskanie formy sportowej może trwać tygodnie, a nawet miesiące.
Mechanizmy zespołu przetrenowania są bardzo złożone i nie do końca wyjaśnione. Dzieje się tak dlatego, że ze względów etycznych niewiele przeprowadzono badań nad doświadczalnie wywołanym zespołem przetrenowania, a wiele prac dotyczy opisu i analizy pojedynczych przypadków stwierdzonych w sporcie wyczynowym. Wydaje się jednak, że w zespole tym następuje skumulowanie objawów zmęczenia lokalnego samych mięśni, jak i zmęczenia o charakterze ogólnoustrojowym, którego przyczyny dotyczą zaburzeń w funkcjonowaniu centralnego i wegetatywnego układu nerwowego, przysadki, podwzgórza oraz gruczołów nadnerczowych. Zaburzenia równowagi układu nerwowego współczulnego i przywspółczulnego[A1] Długotrwale utrzymującemu się spadkowi formy sportowej w zespole
przetrenowania zwykle towarzyszy spadek mocy rozwijanej w testach laboratoryjnych i obniżenie stężenia kwasu mlekowego we krwi po wysiłkach maksymalnych. Należy jednak podkreślić, że zaburzenia w funkcjonowaniu układu krążenia czy zmiany nastroju i zachowań występujące u przetrenowanych sportowców są znacznie bardziej zróżnicowane. Stwierdza się bowiem zarówno wzrost, jak i obniżenie tętna spoczynkowego, spowolniony lub przyspieszony jego powrót do wartości wyjściowych po wysiłku, nadmierną pobudliwość lub spowolnienie badanych. Takie zróżnicowanie objawów skłoniło do sugestii, że w zespole przetrenowania dochodzi do zachwiania równowagi w funkcjonowaniu układu nerwowego współczulnego i przywspółczulnego.
Kilka dni przed Pucharem Polski w Zabrzu zostałem zaproszony przez kolegów: Marcina Jurka, Krzysztofa Kapustkę i Sebastiana Dychtona, współwłaścicieli Klubu Fitnessforma (mieszczącego się przy ulicy Nowy Świat 48 w Tarnowie), do klubu na trening, którego jak sami powiedzieli, nigdy nie zapomnę. Koledzy Ci są również przedstawicielami firmy QNT, której wizytówką jest zawodnik pochodzący z Venice Beach – Chris Cormier. W Polsce taką wizytówką jest Arek Szyderski, najcięższy polski zawodnik. Jak się okazało gościli ich obu przez kilka dni w Tarnowie, uwieńczeniem wizyty była obecność obu panów na stoisku QNT w trakcie rozgrywanych zawodów. Dzięki temu udało się ich zaprosić na trening, w którym miałem okazję uczestniczyć.
Moi koledzy zaczynali swoją działalność w klubie mieszczącym się na stadionie Tarnovii (ul. Bandrowskiego 9), który istnieje nadal pod nazwą Siłownia Forma. Miałem okazję trenować tam wielokrotnie, kiedy mieszkałem jeszcze w Krakowie w latach 1993–96. Znajomość z chłopakami pozostała i jak tylko jestem w okolicy zawsze korzystam z ich gościnności. Tym razem jechałem z Krakowa – 80 km w prawie dwie godziny, więc po przyjeździe miałem juz lekko dosyć. Trening z Chrisem miał bardziej edukacyjny wymiar, Arek zaś był odpowiednio nastawiony i podjął się partnerstwa w seriach i ciężarach. Zaczęliśmy od kardio ok. 10 min, później wznosy boczne ramion. Jako że ja zaczynam zawsze trening takim systemem nie było to dla mnie nic nowego. Później pojawiły się nowości, przynajmniej dla mnie, wyciskanie w suwnicy z klatki wąskim chwytem z dolnym zatrzymaniem ciężaru. Na sam widok czułem jak będą mnie bolały łokcie. Powiem szczerze, Chris nie wyglądał na masywnego, ale to co się działo z serii na serię przerosło moje oczekiwania. Podpompował barki w oszałamiającym tempie. Ćwiczył w znanym murzyńskim stylu: mp3 na uszach, plączące się kable w ogóle mu nie przeszkadzają, podśpiewuje w przerwach, a w końcowych, krytycznych momentach pomaga sobie, wyrzucając z siebie różne slangowe tekściki typu „come on, babe, come on”. Drugim ćwiczeniem było unoszenie sztangi wzdłuż tułowia, ale w dość szerokim uchwycie tak, że w uniesieniu sztangi na wysokość środka klatki piersiowej ramiona tworzyły kont prosty z tułowiem, potem następuje zatrzymanie w górnej fazie.
Jak już wspomniałem we wcześniejszym wydaniu MD, poznałem w Benidormie nieopodal Alicante w Hiszpanii węgierskiego kulturystę, który po krótkiej rozmowie wydał mi się interesujący i zaproponowałem mu wywiad dla MD. W pierwszej części przetłumaczyłem to, co można wyczytać na jego stronie www.scorusbernat.hu. Strona jest ciekawie zaaranżowana i może być podpowiedzią dla naszych zawodników. W dalszej części prezentuje wam mój wywiad z Bernatem.
„Nazywam się Scorus Bernat. Mam 27 lat. Odkąd pamiętam, zawsze robiłem coś innego. Pływanie, bieganie, karate, gimnastyka, piłka nożna, koszykówka... i wreszcie, do teraz, kulturystyka. Trenuję od 12 lat. Kulturystyka jest moim życiem i miłością.
Odkąd zacząłem, chciałem startować w zawodach, co pierwszy raz miało miejsce 6 lat temu. W końcu zdobyłem puchar juniorów na Węgrzech i ten sukces sprawił, że stałem się jeszcze bardziej głodny startów. Na początku byłem bardzo szczupły i moja rodzina stwierdziła, że nie mam żadnych genetycznych predyspozycji. Jednak ja miałem pewność siebie i ufałem sobie, wierząc, że mogę wygrywać, jeśli tylko będę tego naprawdę chciał. Ostatnim razem wygrałem puchar NABBA w Hiszpanii. Wtedy ważyłem 102 kilo w formie. Chciałbym ważyć poza sezonem startowym125 kg, co pozwoliłoby mi zbudować większą masę
mięśniową i stanąć na scenie z wagą 110 kg! Z taką wagą chciałbym wygrać, a nawet stać
się profesjonalnym zawodnikiem. W tej chwili pracuję jako profesjonalny trener w Alicante. W przyszłości planuje rozwijać swoją karierę w świecie kulturystyki. Jestem spontanicznym facetem, który lubi czytać książki, pisać wiersze, słuchać muzyki i kocha tańczyć! Mam bardzo dobre stosunki z ludźmi, którzy mnie otaczają, więc jestem szczęściarzem z wieloma przyjaciółmi. Jestem przekonany, że siła mojego umysłu i duchowe rozmyślania pozwolą mi stanąć wysoko”.
Mr. Futurebody
Jako rodowity mieszkaniec Kołobrzegu od młodzieńczych lat obserwowałem bardziej wyróżniające się sylwetki nadmorskich plaż. Nasza plaża była położona u stóp ośrodka wypoczynkowego Bałtyk – tu bez żadnego umawiania mogliśmy się spotkać i tak pozostało, aż do dziś. Wtedy większość z moich rówieśników (zacząłem trenować w wieku
17 lat) robiła tak zwaną „plażówkę”, czyli większość roku szkolnego poświęcała
na trenowaniu, żeby „jakoś” wyglądać na plaży. Słyszało się o zawodach, ale właściwie to czasopisma nie nagłaśniały tego szczególnie, bo takowych nie było, a jak już,
to ewentualnie w lokalnych gazetach, które trafiały do najbardziej zainteresowanych.
Słyszałem wtedy już o zawodach „Herkules wsi”, w których występują
debiutanci, ale w dość szybkim czasie umarło to śmiercią naturalną. Myślałem już wtedy, że idealnym miejscem byłaby scena na plaży, bo gdzie indziej bez wstydu i dodatkowych starań można wyeksponować swoje sylwetki? Nie miałem pojęcia oczywiście jak wyglądają zawody, więc myślałem, że wychodzą tacy delikwenci na scenę i prężą się,
pokazując walory umięśnienia. Po niecałym roku ćwiczeń miałem okazję pojechać na zawody, dopingować naszych „siłownianych” kolegów: Sławka Rogoże i Adama Bartnika. Dopiero będąc na tych zawodach zrozumiałem różnicę, jaka istnieje pomiędzy kolesiem z plaży, a zawodnikiem na scenie. Był rok 1989 i byłem pod wielkim wrażeniem startujących. Poziom był w miarę wyrównany, ale przełomem była waga +90, w której
wystąpił Mirosław Daszkiewicz. Wyglądało to tak, jakby w grupie ratlerków wystąpił bullterier. Wtedy zrozumiałem, jaka różnica jest miedzy kolesiem z plaży, gostkiem startującym sobie w zawodach, a zawodnikiem – można powiedzieć światowego formatu.
Na dzień dzisiejszy właśnie takie takiego porównania bym dokonał. Mr. Futurebody powstał właśnie z taką myślą, żeby dać szansę pokazania się kolesiom z plaży, nie narzucając obwarowań związkowych itp., ale i w tym samym czasie dać publiczności i prezentującym się na scenie możliwość zobaczenia różnic istniejących między zawodnikami światowego formatu. Pomysł zrealizowałem z Pawłem Jabłońskim, również kołobrzeżaninem, który to w większości zajął się sprawami sceny, ugoszczeniem Marka Olejniczaka, Karola Małeckiego, Michała Karmowskiego, Mateusza Burdzy i Karola Nitki, którzy gościnnie wystąpili na scenie. Zaszczycili i wspomogli w prowadzeniu tego przedsięwzięcia również tak doświadczeni działacze jak Katarzyna Matella i Leszek Michalski.
Marek Olejniczak wykonał oryginalny pokaz w aranżacji bestii, która
uwalnia się z łańcuchów, reszta kolegów wykonała pozy obowiązkowe i zeszła do publiczności, żeby każdy mógł zrobić sobie z bliska zdjęcie i ewentualnie dotknąć mięśni, co też się zdarzało. Ta część miała na celu umożliwienie widzowi zobaczenia różnicy pomiędzy poprzednią grupą i grupą następną. Grupę tę tworzyli ochotnicy, którzy jak się okazuje w każdym wypadku trenują na siłowni. W krótkim skrócie mogę wymienić ich w ogólnej klasyfikacji: miejsce 4. zajął Łukasz Trzeciak, który równocześnie dostał wyróżnienie publiczności i nagrodę w postaci otwartego dostępu do baru na plaży.
Cały artykuł można przeczytać w październikowym "Muscular Development"
Jako, że od wielu lat zajmuję się tenowaniem nie tylko zawodników, ale iosób z nadwagą i kompletnych amatoówzauważyłem, że najcięższym i najczęstszym miejscem występowania kontuzji jest stefanaamienna, a dokładniej stożek otatoa.Sam uległem niegdyś takiej kontuzji, więc doskonale zdaję sobie spawę zniedogodności, jakie stwaza i jakie możemieć następstwa w dalszych latach teningu, a nawet w życiu codziennym.Mnie ta kontuzja zaskoczyła w momencie dośćnietypowym, mianowicie jeszcze w czasach szkoły śedniej, gdzie wygłupy są częste ispawność oganizmu jest badzo wysoka − wchodząc na lekcje WF (miało to miejsce 20 lat temu),stanąłem na ękach, a że każdy z nas to obił,łącznie z chodzeniem na nich, była to nomalna czynność. Być może teningjaki już w tym czasie powadziłem oddwóch lat miał na to wpływ − i stało sie − unąłem na twaz. Ból był okopny, ale nie głowy, tylko baku − takjakby ktoś wbił mi w niego badzo osty i cienki pzedmiot i do tegojeszcze wiecił nim w śodku. Jakiekolwiekzajęcia fizyczne tego dnia nie wchodziły w gę. Unieuchomione amię dotego stopnia bolało, że nawet miałempoblemy z obieniem pzysiadów, nie mogłem utzymać ąk na sztandze, a co dopieomówić o ćwiczeniu jakiejkolwiekgónej patii ciała. Po dwóch tygodniach mogłem już delikatnie zająć sięteningiem. Na szczęście tafiłem dodobego ehabilitanta, któy pzemówił mi do ozsądku i objaśnił jak ma wyglądaćozgzewka po takiej kontuzji. Od tego czasuuczulam osoby z podobnymi dolegliwościami, a w związku z tym, że powadzę własnąsiłownię zauważyłem, że u większości osóbzwiązanych ze spotami walki, typu boks, gdzie paca polega na udezeniachangażujących uch skętny amienia,kontuzja ta jest nagminna. Na zdjęciach pokażę, jak powinno wyglądaćodpowiednie ozgzanie tej stefy, aby zapobieckontuzji i pzewie, któa nas kompletnie wyeliminuje z teningu. Nadmienię jeszcze, żeniestety, ale pze te wszystkie lataodczuwałem dyskomfot w moim kontuzjowanym baku i musiałem niestetytenować badzo asekuacyjnie.Wpawdzie śodki dopingowe typu deka-duabolin lub badziej zaawansowanyEPAI fimy JUOX na jakiś czassą w stanie pzenieść nasze bóle w niepamięć, lecz po ich odstawieniu niestetydyskomfot powaca.ozgzewkę zaczynamy od położenia się na podłodze, oczywiścieużywamy jakiejś kaimaty dla izolacjitułowia. Kładziemy się na plecach. Wychylamy amię pod kątem postym dotułowia i tak samo ustawiamy pzedamię − pod kątem postym do amienia. Z tej pozycji wykonujemy uch o 90 stopni wstonę zewnętzną nadgastka aż dotkniemy podłogi i powacamy do pozycji pionowej pzedamienia. Takichpowtózeń wykonujemy 20.Dugą fazą jest uch odwotny, czyli pozycja pionowa pzedamieniaobócona jest o 90 stopni w stonęwewnętzną nadgastka do podłoża, po czym następuje powót do pozycji pionowej.
Starzy znajomi
Z Panem Waldkiem znamy się od 1992 roku, kiedy to ja kończyłem swoją karierę w juniorach, wygrywając kategorię powyżej 80 kg i open na Mistrzostwach Polski, a pan Waldek zaczynał swoją w weteranach, inaczej zwanych „old boyami”, czyli kategorii wiekowej powyżej 40 roku życia. Zawody były nieźle zorganizowane i, jak na tamte czasy, oczywiście mnogo obsadzone. Mniej więcej po 30 zawodników w każdej kategorii wagowej (mówię o juniorach). Zawody te odbywały się w Chrzanowie, jak dla mnie (początkującego kulturysty) były ciekawym przeżyciem. Weteranów zaś było niewielu (przyznam, że jedynym, jakiego zapamiętałem był pan Waldek Nol). Za zwycięstwo dostałem jakieś skromne „upominki”, ale co było dla mnie najważniejsze – dwa złote medale.
Pamiętam do dziś, jak po zawodach pan Waldek komentował swoją kategorię: „Kurwa, tyle lat człowiek ćwiczy i dostaje jakiegoś kurwa mopa i kuchenkę na benzynę. Tak, to prawda. Jak się okazało, nagrodami były: mop i turystyczna kuchenka na benzynę (bodajże jeszcze CCCP).
Myślałem wtedy innymi kategoriami, bardziej byłem zafascynowany muskulaturą pana Waldka i jego formą niż tym co wygrał i tak naprawdę myślałem, że to właściwie rzecz zbędna, bo w naszych oczach, wtedy i przez wiele następnych lat, zasługiwał na podziw i szacunek ze względu na wypracowaną sylwetkę.
Kiedy usłyszałem, że Mistrzostwa Polski seniorów są organizowane w Ostrołęce, od razu wiedziałem, że Waldek będzie miał w tym udział. Piszę teraz „Waldek” bo na
przestrzeni kilkunastu lat zdążyliśmy się poznać do tego stopnia, że nawet kiedyś dzieliliśmy pokój na jednym z wyjazdów międzynarodowych (bodajże w Portugalii).
Wiedziałem, że zawody te będą doskonale zorganizowane i Waldek zadba o każdy szczegół i zawodników, sędziów i widownię. Tak też i było, nie można
powiedzieć, że były to zawody wzorcowe pod względem obsady, bo chyba w ostatnich latach zaliczyłbym je do miana najsłabiej obsadzonych, ale pod względem organizacyjnym nie było żadnych zastrzeżeń, począwszy od miejsc parkingowych, a skończywszy na dobrze zaopatrzonych stoiskach. Waldek zadbał też o to, żeby każdy kto zasłużył na wyróżnienie dostał odpowiednią nagrodę, a to oczywiście za sprawą głównego sponsora – Muscular Development, które dodało blasku całym zawodom.
Miałem okazję w chwilach pogoni organizacyjnej zamienić kilka słów z Waldkiem na temat organizacji zawodów. Przeszkody, jakie stwarzał mu MOSiR i inne podobne organizacje bardzo go wymęczyły, jako jeden z najstarszych i najbardziej doświadczonych polskich kulturystów nie dał jednak za wygraną i dopiął swego. Zapewne zobaczymy go jeszcze nie raz na arenie krajowej i międzynarodowej i nie wiadomo, czy nie zawitamy jeszcze kiedyś na podobną imprezę.
Wizyta u Fedorova
Będąc ostatnio w Sankt Petersburgu miałem okazję spotkać się z Aleksandrem Fedorovem w siłowni, w której trenuje i zapytać go o parę szczegółów, bo wcześniej nie było okazji. Trochę historii: Fedorov urodził się 6 maja 1978 roku. Miałem okazję zobaczyć go na pierwszych międzynarodowych zawodach German Open w 1997 roku odbywających się w Stuttgardzie i właśnie o tym z nim między innymi z nim rozmawiałem.
Ja: Pamiętam jak wyszedłeś na tych zawodach wśród juniorów z wagą 117 kg i zaskoczyłeś wszystkich swoimi gabarytami, bo mimo nienajlepszej formy startowej miałeś imponujące gabaryty.
Fedorov: Tak. Pamiętam Cię jak startowałeś w wadze powyżej 90 kg i jak to na
wyjazdowych zawodach bywa, trochę Cię pokrzywdzili. Widziałbym Cię tam na 4. miejscu.
Ja: Tak, wylądowałem poza finałem, na 7. miejscu, ale wiadomo, że niemieccy
zawodnicy musieli wieść prym na tych zawodach. Z Tobą nie mogło się tak stać, bo wręcz zdeklasowałeś konkurencję.
Fedorov: Przyjechałem na te zawody można powiedzieć z marszu. Mam wujka w Niemczech, który wysłał mi zaproszenie i tym sposobem, wygrywając te zawody, zostałem zauważony i już w 1998 wystąpiłem na Fibo w Essen gdzie All Stars zaproponował mi kontrakt.
Ja: Dla informacji czytelników powiem, że główną nagrodą dla zwycięzcy open był Opel Corsa – może to nie wymarzone auto kulturysty, ale porównując to do naszych nagród... sami wiecie. Po zawodach w Madrycie w 1999 roku wywiązała się z Tobą jakaś afera dopingowa. O co tam właściwie chodziło?
Fedorov: Tak. Przez pół roku musiałem dwukrotnie dosyłać próbki do komisji antydopingowej. Co skończyło się 2-letnią przerwą, podczas której w ogóle przestałem trenować. W międzyczasie zdążyłem się ożenić i wyszło mi to na dobre, odpocząłem sobie. Trwało to do 2002 roku, kiedy to zacząłem się przygotowywać do Mistrzostw Europy w Sankt Petersburgu, moim rodzinnym mieście. W trakcie przygotowań przydarzyła mi się ogromna kontuzja. Mianowicie przy wyciskaniu na klatkę 220 kg zerwałem prawy płat mięśnia piersiowego i powstał wieki problem. Zabieg był kosztowy i wykonywany w niewielu miejscach na naszym globie (mówię o fachowym zabiegu). Znalazł się jednak instytut w Sankt Petersburgu, który eksperymentalnie przeprowadził taki zabieg w dość krótkim czasie. Kontuzja wystąpiła w lutym 2003, to w kwietniu mogłem już wykonywać treningi. Dysproporcja była znaczna. W prawym ramieniu miałem 42 cm, a w lewym 54. Nie przeszkodziło to w przygotowaniu się do Mistrzostw Europy, które odbyły się w maju i które oczywiście wygrałem.
Ja: Jak ta kontuzja dawała Ci się we znaki na treningach?
Fedorov: Odczuwałem ją dość poważnie, ale nie mogłem się poddać. W 2004 roku wystąpiłem w Grand Prix Moskwy i uważam ten występ za najbardziej udany. Moja waga startowa wynosiła 126 kg i miałem naprawdę dobrą definicję. W 2005 podjąłem próbę wystąpienia w Olympii, ale nie doszło do tego. Niestety siatka, którą mi wszczepiono wymagała większego czasu na adaptację, wrastała stopniowo w mięśnie. Następne starty to Grand Prix Holandii i Austrii w 2006 roku. Po tych występach postanowiłem odpocząć i zająć się biznesem.
Ja: Czym więc się zająłeś?
Fedorov: Zająłem się produkcją sprzętu, handlem odżywkami, a nawet lansowaniem własnej marki i już powstała jedna siłownia w mieście Sorgut oddalonym 4 godziny lotu od Sankt Petersburga.
Ja: Dziękuję Ci za rozmowę i możliwość bezpłatnego treningu na siłowni. Dodam, że jednorazowy trening w tej siłowni to koszt 25 dolarów, a najtańszy karnet (roczny, bo innych nie ma) kosztuje 400 dolarów. Do wykorzystania jest wtedy 50 wejść.
Fedorov: Pozdrawiam wszystkich czytelników MD i obiecuję, że jeszcze
zobaczycie mnie na scenie.
Ja: Byłbym zapomniał! Wspominałeś w naszej wcześniejszej rozmowie, że Twoim trenerem jest ojciec. Czy jest to prawda?
Fedorov: Tak. Przez wszystkie te lata to on narzucał mi reżim treningowy i przygotowawczy.
Ja: W takim razie powiedz, jaka była Twoja największa waga w okresie budowania masy?
Fedorov: 149 kg.
Ja: Będziemy śledzić dalsze Twoje losy i życzymy powodzenia w interesach.
Witam. Chciałem zapytać, co i w jakiej ilości zastosować na pierwszy cykl? Interesuje mnie Deca i zastanawiam się nad wyborem Winstrolu lub propionianu testosteronu. Proszę o pomoc.
Nie podałeś parametrów swojej budowy, ale powiedzmy, że jesteś średnio zaawansowanym trenującym, który zdecydował się na pierwszy cykl.
Proponowałbym fenylopropionian nandrolonu przez 8 tygodni w poniższym dawkowaniu połączony z propionianem testosteronu 50 mg co drugi dzień. 4 dni przed zakończeniem cyklu zacznij używać HCG 5000 IU co 5 dni jeden zastrzyk domięśniowo. 4 dni po ostatnim HCG bierz Clomid w dawce 100 mg przez 5 dni, 50 mg przez 10 dni i 25 mg przez 8 dni.
Tygodnie dawkowania propionianu testosteronu w mg (fenylopropionian nandrolonu 50 mg co 2 dzień):
1. 50
2. 75
3. 100
4. 100
5. 100
6. 100
7. 100
8. 100
Mistrzostwa Europy – Nowy Sad 2009
Mistrzostwa Europy w Nowym Sadzie w Serbii przyniosły nieoczekiwanie dużo medali, co za sobą niesie dużo radości i zadowolenia w polskiej ekipie. Pomimo niskiego poziomu na Mistrzostwach Polski, wyłonieni zawodnicy prezentowali bardzo wysoką formę. Począwszy od kulturystyki klasycznej, poprzez małe wagi, a skończywszy na wadze najcięższej (powyżej 100 kg), gdzie startowali naprawdę zmasowani zawodnicy. W parach reprezentowali nasz kraj Edyta Woźniak i Tomek Pietras. Mieli zgrany pokaz i zasłużyli na złoty medal. Tomek zmienił opcję startową z fitness gimnastycznego na kulturystykę, bo po zdobyciu Mistrza Świata wypadałoby kontynuować karierę, a potencjał ma przeogromny. Jak na moje oko w roku następnym zmieni kategorie na wyższą, a nawet na 90 kg. Śmiem tak sądzić, bo mam doskonały wgląd w jego rozwój, obserwuję go w swojej siłowni na treningach. Mam też nadzieję, że farsa, jaką obserwuję podczas oceny Edyty w ostatnim czasie zostanie przerwana i w końcu zostanie ona dostrzeżona.
Największym zaskoczeniem, a już na pewno najbardziej dla samego startującego był werdykt w wadze do 85 kg. Startował tam mój drugi kolega z siłowni – Sławek Załoga, który po słynnym spóźnieniu się na zeszłoroczny finał tym razem był wszędzie przed czasem. Kategoria była mocno obsadzona i kiedy zaczęło się wyczytywanie kolejnych miejsc od tyłu i nie wyczytano Sławka jako czwartego, zaczął skakać z radości. Kiedy zaś nie padło jego nazwisko przy 3. miejscu, runął na kolana ze szczęścia. Tak, sami na widowni krzyczeliśmy z zadowolenia. Po serii zdjęć dla reporterów mogliśmy już sami osobiście pogratulować tak udanego startu. Zawody zakończyły się około 22.30. Pojechaliśmy na bankiet, który był właściwie formą poczęstunku.
Serbia, co dało się zauważyć, należy do biednych krajów. Można sobie przypomnieć czasy komuny i choć miejscowi są bardzo przyjaźni, biedę widać na każdym kroku. Samej widowni było mniej niż na Mistrzostwach Polski, choć sala była niewspółmiernie większa i poza osobami towarzyszącymi, największą grupą kibiców byli Chorwaci i Bułgarzy. Najlepszą drużyną okazała się Ukraina i faktycznie można powiedzieć, że reprezentują kulturystykę na wysokim poziomie. My zaś będziemy podkręcać Sławka Załogę, żeby nie zaprzestawał startów, bo zarówno formę, jak i pokaz miał bardzo udany. Zarówno jemu, Pietrasowi i Edycie Woźniak udzielałem wskazówek dietetycznych i treningowych, ale na organizmie Sławka mogłem się przekonać o totalnej odmienności metabolicznej. W końcowej fazie ładowania zjadał on mniej więcej 2500–4000g węglowodanów dziennie!!! Pochodziły one z ryżu, dżemów i miodu. Wciągał to jak odkurzacz i można powiedzieć, że była mała rezerwa. Sukces ten zapewne wpłynie na podrasowanie formy innych trenujących w mojej siłowni i może nawet w rejonie, bo będzie miało to wpływ na większą motywację.
Sunrise 2009
Jak większości młodzieży wiadomo od wielu lat w kołobrzeskim amfiteatrze w drugiej połowie lipca organizowany jest festiwal muzyczny o nazwie SUNRISE. W tym roku odbędzie się on w dniach 24–26 lipca. Piątkowa i sobotnia noc zakończy tak zwany after, który odbędzie się na plaży.W tym roku dochodzi kolejny dzień na plaży w sobotę, w którym to za pośrednictwem firmy FUTUREBODY i organizatorów SUNRISE wyłaniane będą najładniejsze sylwetki festiwalu. Przebieg tej części imprezy jest jak na razie tajemnicą, ale już wiadomo, że nagrody będą interesujące. Przy okazji bity będzie tez rekord Guinessa prawdopodobnie w ilości uczestników o najładniejszych sylwetkach – bo jak wiadomo Kołobrzeg jest polską Ibizą i z porównania jakie miałem okazję przeżyć, osobiście nie
zawaham się stwierdzić ,że nasze sylwetki z pewnością przewyższają te z Ibizy. Na zdjęciu poza mną Krzysztof Bartyzel vel DJ KRIS i Paweł Jabłonski po uzgodnieniu szczegółów dotyczących sobotniej imprezy na plaży. Serdecznie wszystkich zapraszamy. Z przecieków wiem, że przewidywana liczba uczestników tego dnia wynosić będzie minimum 5000 osób.
Muscular Development |
Główne działy na stronie |
Twoje konto |
Linki |