Poznajcie Kopciuszka z Emiratów
Debiutant wygrywający swój pierwszy start to zjawisko rzadkie, ale nie niespotykane. Dokonali tego tacy zawodnicy jak Flex Wheeler, Phil Heath i Evan Centopani. Ale wszyscy ci zawodnicy jeszcze przed debiutem mieli olbrzymie wsparcie i promocje w magazynach branżowych i oczywiście wszyscy byli Amerykanami. Można dyskutować, czy USA jest wciąż dominującym na świecie supermocarstwem, ale jeśli chodzi o kulturystykę, to na pewno tak jest.
A co jeśli pojawia się zawodnik o którym nikt nie słyszał, pochodzący z kraju, którego wielu z nas nie potrafiłoby wskazać na mapie i który przeszedł na zawodowstwo zaledwie 5 miesięcy wcześniej, a teraz postanowił wystartować w ostatnich zawodach kwalifikacyjnych do Olympii. Wśród jego konkurentów możemy znaleźć dwóch triumfatorów Nationals i dwóch zwycięzców USA Championships. Myślę, że większość z was zgodzi się ze mną, że o ile ten debiutant nie miał szalonej sylwetki, wielkich mięsni, nienagannej formy i świetnej symetrii i kształtów, to mógłby mówić o szczęściu, gdyby został wywołany w czwartym lub piątym wywołaniu.
Istnieje grupa cyników, chcących widzieć politykę we wszystkim, co dzieje się w kulturystyce. Sędziowie innym okiem mają niby patrzeć na zawodników z kontraktami z najbogatszymi i najbardziej wpływowymi firmami suplementacyjnymi i magazynami. Jeśli nie masz dobrych pleców, możesz zapomnieć o dobrym miejscu. Och, naprawdę? Tym wszystkim negatywnie nastawionym, pełnym jadu przedstawić sobie pozwolę historię Kopciuszka – Essy Ibrahima Hassana Obaida.
Jedynym wcześniejszym startem Essy na amerykańskiej ziemi były zawody Arnold Amateur w marcu 2010 r., gdzie wygrał kategorię superciężką i open. Ale ten start nawet ja przegapiłem, bo plan całej imprezy jest tak napięty, że zawody te pokrywały się godzinowo ze startem zawodowców i zmuszony byłem wybierać. Jednak brak znanego nazwiska i wielkiego sponsora nie znaczył absolutnie nic, gdy Essa w sierpniu wyszedł na scenę Europa Super Show w Dallas. Przy wzroście 170 cm i wadze 117 kg pokazał gęste, suche i ziarniste mięśnie o wspaniałych kształtach. Sędziowie nie mogli go zignorować i nie zrobili tego. Essa nie tylko pokonał faworyzowanych Cedrica McMillana i Marka Alvisi’ego, dokonał tego z czystym kontem, u wszystkich sędziów zajmując pierwsze miejsce. Nie zaskoczyło to jego trenera, a naszego współpracownika, George’a Faraha, ale reszta z zaniemówiła pod wrażeniem kulturystycznego fenomenu, który wyskoczył nie wiadomo skąd i zdominował swój pierwszy start.
Prosto z Dubaju przyjeżdża dzieciak z niesamowitym potencjałem
Essa dorastał, grając w piłkę w Dubaju, jednym z siedmiu Zjednoczonych Emiratów Arabskich (największy to Abu Zabi). W wieku 18 lat zaczął chodzić na siłownię, która mieści się dosłownie tuż obok jego domu. Zawsze podziwiał sylwetkę Arnolda Schwarzeneggera, którą widział w niezliczonych filmach, a dzięki dostępowi do amerykańskich magazynów kulturystycznych swoim idolem uczynił Flexa Wheelera. „Ci dwaj zawodnicy zainspirowali mnie do rozwijania własnego ciała, ale nie przypuszczałem, że naprawdę będę kiedyś tak wyglądał” − mówi.
Ważący 60 kg Essa nie wydawał się być kandydatem do kulturystycznej galerii sław. Ale jak to się często zdarza, jego potencjał genetyczny był do tej chwili uśpiony i zaczął się ujawniać, gdy tylko ciężary zaczęły wpływać na organizm młodego chłopca. Nie zajęło to dużo czasu. W wieku 19 lat Essa wciąż miał tak samo niski poziom tłuszczu, jak w momencie, gdy zaczynał treningi, ale był już o 20 kg cięższy. Zachęcony przez starszego kolegę z siłowni w zaledwie rok od pierwszego treningu stanął na scenie i nie tylko wygrał kategorię juniorów, ale też był drugi w wadze lekkociężkiej seniorów, co już mogło świadczyć o jego niesamowitych możliwościach. Wtedy jednak kulturystyka nie wydawała mu się dobrym sposobem na dostatnie życie, więc na kilka lat wstąpił do wojska. W końcu jednak, wraz z dalszymi sukcesami na niwie kulturystyki, zmienił pracę na obecną – został osobistym trenerem emira Dubaju, Szejka Muhammada ibn Raszida al-Maktuma. akiej fuchy tylko pozazdrościć!
A po co zostawać zawodowcem?
Jeśli interesujecie się kulturystyką międzynarodową, a zwłaszcza bliskowschodnią, to wiecie, że większość tamtejszych zawodników nigdy nie przechodzi na zawodowstwo. Nie dlatego, że nie mogą. Tak naprawdę wielu tamtejszych kulturystów zdobyło prawo do przejścia na zawodowstwo nie tylko jednokrotnie, ale przy kilku okazjach, na zawodach takich jak Mistrzostwa Świata IFBB. Na przykład Egipcjanin El Shahat Mabrouk wygrywał na Mistrzostwach Świata od 1981 r. w swojej kategorii wagowej ośmiokrotnie, a raz wygrał całe zawody, a mimo to wciąż pozostaje amatorem. W amerykańskich realiach nie miałoby to sensu, w Stanach chodzi właśnie o możliwość przejścia na zawodowstwo. Ale w krajach Bliskiego Wschodu najważniejsza jest możliwość reprezentowania swego kraju na arenie międzynarodowej – tak jak na Olimpiadzie. Najlepsi zawodnicy otrzymują pokaźne stypendia z narodowych federacji kulturystycznych za osiągane sukcesy. Gdyby jednak przeszli na zawodowstwo, musieliby radzić sobie sami. Skończyłaby się finansowa opieka państwa i mogliby liczyć tylko na nagrody pieniężne na zawodach oraz kontrakty reklamowe. To dość ryzykowna sprawa, a że wielu z tych zawodników musi przecież utrzymać rodziny, to nie decydują się na przejście na zawodowstwo i w USA pozostają praktycznie nieznani.
Essa też mógłby bez trudu podążyć tą drogą. Ma dopiero 28 lat i długie lata startów przed sobą. Jednak zamiast rządzić wśród amatorów, Obaid postanowił stawić czoła większemu wyzwaniu. „Chcę być jak najlepszym kulturystą, a aby to osiągnąć muszę pokonać na scenie najlepszych na świecie” − mówi. „A to oznacza zawodowców IFBB, ludzi startujących na Arnold Classic i Mr. Olympia. Walczyć i wygrać z tymi zawodnikami to najtrudniejszy cel, jaki może przed sobą postawić kulturysta, ale to właśnie to pragnienie kieruje codziennie moje kroki na siłownię. To motywuje mnie do coraz cięższych treningów i coraz ściślejszego trzymania diety. Nie chcę być dużą rybą w małym akwarium, chcę rzucić wyzwanie prawdziwym rekinom”.
Wyboista droga
Może się wydawać, że błyskawiczna kariera Essy przebiega bez przeszkód, ale mogę was zapewnić, że Obaid miał też w życiu sporo pecha. Kilka lat temu niemal zginął w wypadku samochodowym, trafił do szpitala i przez wiele miesięcy nie był w stanie trenować. Zaledwie na 8 tygodni przed zawodami w Dallas brał udział w innym wypadku i niemal wycofał się ze startu. Do kontynuowania przygotowań, mimo bólu i wątpliwości, namówił go George Farah.
„Essa ma dość duży odprysk kości przy nadgarstku i lekarze musieli wstrzyknąć mu jakiś roztwór, by zapobiec stanom zapalnym” − tłumaczy Farah. „A ciężko jest przerzucać duże ciężary ze świadomością, że niedawno miało się złamany nadgarstek i kawałek kości wciąż luźno sobie lata. Zawsze trenował ostrożnie, ale i na maksa, bo nic nie zaprzątało mu głowy poza chęcią zaistnienia w tym sporcie. Obiecałem mu, że zostanie wywołany w pierwszym porównaniu i zdobędzie kwalifikacje na Olympię, a osiągnęliśmy jeszcze więcej”.
Solidne partnerstwo
Essa poznał George’a kilka lat temu na zawodach na Bliskim Wschodzie, ale zaczęli pracować razem dopiero w roku 2009, w ramach przygotowań do Arnold Classic 2010. George uważa, że Essa jest prawdopodobnie najbardziej zmotywowanym i najciężej pracującym klientem, jakiego prowadził. „Bez spytania mnie o pozwolenie nie brał do ust nawet bezcukrowej gumy do żucia” − twierdzi.
Dla Essy George jest nie tylko kopalnią wiedzy, ale też bohaterem. „To facet, który dostał trzy kule i cudem się z tego wykaraskał, a potem nie tylko został zawodowcem, ale też bezinteresownie dzieli się swoją wiedzą, tak by ludzie tacy jak ja mogli spełnić swe marzenia w tym sporcie”.
Essa wskazuje też szybko na inne partnerstwo, równie ważne, a może nawet ważniejsze – na swoje małżeństwo. „Przez 9 miesięcy byłem na ścisłej diecie przedstartowej, a moja żona okazywała mi mnóstwo wsparcia” − zauważa. „Nie tylko gotowała wszystko co powinienem zjeść, ale także wytrzymywała ze mną w te ciężkie dni, kiedy byłem zmęczony i zrzędliwy. Bez niej i bez pomocy Boga nie poszłoby mi tak dobrze”.
Co dalej?
Po imponującym zwycięstwie w Dallas zaczęły się spekulacje, jak mogłoby pójść Essie na odbywającej się kilka tygodni później Olympii. Nikt nie neguje, że tak rozwinięta i dobrze docięta sylwetka mogłaby stanowić wyzwanie nawet dla takich tuzów jak Jay, Phil, Kai, Branch, Dexter i Victor. Ostatecznie jednak Essa nie stanął na scenie w Las Vegas. „Skupię się na tym, żeby w przyszłym roku być jeszcze większym, lepszym i silniejszym” − napisał do swoich fanów na Facebooku.
Ten sensacyjny zawodnik z dalekiego kraju ma jeszcze wiele do pokazania. Jak zobaczyliśmy w Dallas, nie ma znaczenia skąd się pochodzi, jaką firmę się reprezentuje, a nawet czy w ogóle mówi się po angielsku. Tak dobra sylwetka po prostu broni się sama.